Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/104

Ta strona została przepisana.
—   94   —

kój dobry tylko, żeby żelazo rdzą pokrywać, liczbę krawców powiększać i mnożyć autorów ballad.
1 Sługa.  Niema jak wojna, to moje zdanie. Jak dzień lepszy od nocy, tak od pokoju lepsza wojna, bo to rzecz żwawa, czujna, głośna i ciekawa, gdy pokój to czysta apopleksya i letarg, mdły, głuchy, zaspały, nieczuły, a płodzi więcej dzieci bękartów, niż wojna zabija mężów.
2 Sługa.  Wielka prawda; i jeśli wojna, w pewnym względzie, może być nazwaną gwałcicielem, to równie nie można zaprzeczyć, że pokój jest wielkim fabrykantem rogalów.
1 Sługa.  I budzi nienawiść między ludźmi.
3 Sługa.  A dlaczego? Dlatego, że w pokoju mniej potrzebują jedni drugich. Daj mi wojny za moje pieniądze! Spodziewam się, że jeszcze zobaczę Rzymian tak tanich, jak Wolskowie. — Wstają od stołu! Wstają od stołu!
Wszyscy.  Śpieszmy, śpieszmy! (Wychodzą).

SCENA VI.
Rzym. Plac publiczny.
(Wchodzą: Sycyniusz, Brutus).

Sycyn.  Ni wieści o nim; niema się co lękać,
Bo środki jego omdlały w pokoju
I w ciszy ludu dawniej burzliwego.
Na widok naszej zgody, pomyślności,
Stronnicy jego muszą się rumienić,
Choćby woleli, z własną krzywdą nawet,
Widzieć na rynku buntownicze tłumy,
Niż rzemieślników słyszeć śpiew po sklepach,
Widzieć ich pracę skrzętną i spokojną.

(Wchodzi Meneniusz).

Brutus.  Wszystko się stało w dobrą właśnie porę.
Czy to Meneniusz?

Sycyn.  To on. Od pewnego czasu stał się nadzwyczaj uprzejmym. Witaj nam, panie!