Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/114

Ta strona została przepisana.
—   104   —

Nie obiadował, a gdy żyły puste,
Krew nasza zimna i wszystko nas drażni,
Trudno nam wtedy dać albo przebaczyć.
Lecz kiedy wino i pokarm napełnią
Krwi przejścia wszystkie i wszystkie kanały,
Dusza nam mięknie i giętszą się staje,
Niż była podczas kapłańskiego postu.
Będę czatował, a kiedy zobaczę,
Że umysł jego po myśli mej strojny,
Moją wymową na niego uderzę.
Brutus.  Do jego serca znane ci przesmyki,
I trudno, żebyś wejścia tam nie znalazł.
Menen.  Spróbuję szczęścia, cokolwiek wypadnie.
Wkrótce o skutkach prośby mej się dowiem.

(Wychodzi).

Kominiusz.  Ani go słuchać zechce.
Sycyn.  Czy tak myślisz?
Kominiusz.  On siedzi w złocie, oczy mu goreją,
Jakgdyby same Rzym chciały podpalić;
Krzywda w więzieniu litość jego trzyma.
Klęknąłem, on mi „wstań!“ słabym rzekł głosem,
Skinieniem ręki milcząc mnie odprawił,
Potem na piśmie warunki mi przysłał,
Do których daną związał się przysięgą.
Wszystkie więc wasze nadzieje są płonne,
Chyba że matka jego, jego żona,
Pójdą go żebrać o litość dla Rzymu,
Co, jak słyszałem, zamiarem ich było.
Idźmy więc prośbą odjazd ich przyspieszyć.

(Wychodzą).


SCENA II.
Posterunek przed obozem Wolsko w pod Rzymem.
(Szyldwachy na stanowiskach. — Wchodzi Meneniusz).

1 Szyldw.  Stój! Skąd, gdzie idziesz?
2 Szyldw.  Ani kroku dalej!
Menen.  Trzymacie straże z żołnierską bacznością,