Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/157

Ta strona została przepisana.
—   147   —

Żegnaj mnie potem i mów, że łzy twoje
To wieczna własność królowej Egiptu,
Odegraj scenę ćwiczonej obłudy,
I daj jej wszystkie pozory honoru.
Antoniusz.  O, skończ! Krew moja zaczyna się burzyć.
Kleopatra.  Wiem, żeś jest zdolny lepszego co zrobić;
I to już dobrze.
Antoniusz.  Ha! na szablę moją —
Kleopatra.  I na mą tarczę — coraz, coraz lepiej!
Lecz brak coś jeszcze, Proszę cię, patrz, Charmian,
Jak Alcydowi rzymskiemu do twarzy
Ten wybuch gniewu.
Antoniusz.  Zostawiam cię, pani.
Kleopatra.  Panie rycerzu, jedno jeszcze słowo:
Musim się rozstać, lecz nie o tem mowa;
Był czas, żeś kochał mnie, panie, ja ciebie;
Wiesz o tem dobrze — lecz nie o tem mowa;
Chciałam powiedzieć — lecz ach! moja pamięć,
To, widzę, żywy Antoniusza obraz —
W stanowczej chwili wszystkiego zabywa.
Antoniusz.  Gdybym nie wiedział, że płochość poddanką
Twojego tronu, wziąłbym cię, królowo,
Za płochość samą.
Kleopatra.  A ciężko jest przecie
Tak blizko serca taką nosić płochość,
Jak Kleopatra. Lecz przebacz mi, panie,
Najzastarzalsze moje nawyknienia
Są dla mnie śmiercią, gdy ci są niemiłe.
Skoro ci horror opuścić mnie każe,
Bądź głuchy, panie, na moje szaleństwo,
A niech cię bogów prowadzi opatrzność!
Zwycięstwo na twej niech zawiśnie szabli,
Laur tryumfu drogę ci zaściele!
Antoniusz.  Więc idźmy, spieszmy! Nasze rozłączenie
Zda się uciekać, a przecie zostaje;
Ty, tu zostając, idziesz ze mną razem,
Ja, choć uciekam, zostaję przy tobie.
Idźmy! (Wychodzą).