Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/160

Ta strona została przepisana.
—   150   —

Groźniejsze dzisiaj, niżby wojska były.
Cezar.  Porzuć, Antoni, twe lubieżne koło!
Kiedyś, odparty od Modeny murów,
Gdzie legli Pansa i Hircyusz z twej ręki,
Gdy za twem wojskiem głód w pogoń się puścił,
Choć wychowany miękko, tyś z nim walczył,
Z wytrzymałością, jakiej dziki nie ma,
Piłeś mocz koński, zgniłą bagnisk wodę,
Na którą nawet bydlęta parskały,
Twe podniebienie nie gardziło wtedy
Ciernistych płotów najkwaśniejszą tarką,
Jak jeleń, kiedy śnieg zasypie pola,
Naddrożnych sosen żywiłeś się korą,
A na alpejskich szczytach jadłeś mięso,
Którego widok sam zabijał innych;
Wszystko to przecie (na twoją dziś hańbę)
Z taką żołnierską zniosłeś wytrwałością,
Ze nawet lica twoje nie pobladły.
Lepidus.  Co za upadek!
Cezar.  Czas już, by do Rzymu
Wstyd go przypędził; czas, żebyśmy wspólnie
Ruszyli w pole; więc bez straty czasu
Zwołajmy radę, bo naszem ospalstwem
Rośnie Pompejusz.
Lepidus.  Jutro ci objawię,
Jaką, w obecnym stanie rzeczy, siłę
Zdołam wystawić na morzu i lądzie.
Cezar.  I ja tą sprawą gorliwie się zajmę.
Bądź zdrów!
Lepidus.  A jeśli przed jutrzejszem ranem
Odbierzesz ważne jakie wiadomości,
Racz mi udzielić.
Cezar.  Możesz być spokojny,
Bo wiem, że to jest moją powinnością.

(Wychodzą).