„Gdzieś jest, starego Nilu drogi wężu?“
Bo tak mnie zowie. Ale ach! szalona,
Sama rozkoszną karmię się trucizną!
On o mnie myśleć! o mnie, której lica
Febus miłosnym poczernił całunkiem,
Czas głębokiemi poznaczył marszczkami?
Cezarze, mężu szerokiego czoła,
Kiedy mieszkałeś na tej jeszcze ziemi,
Monarchy godnym byłam wtedy kąskiem;
Wielki Pompejusz stał jak odurzony,
Namiętne oko w mej utopił twarzy,
Tam chciał zarzucić losów swych kotwicę,
I umrzeć patrząc na tę, która była
Życiem dla niego. (Wchodzi Alexas).
Alexas. Witam cię, królowo!
Kleopatra. Do Antoniego jakże niepodobny!
Lecz dosyć dla mnie, że od niego wracasz;
Drogi ten balsam w złoto cię przemienił.
Co mi przynosisz od dzielnego męża?
Alexas. Gdym go opuszczał, jeszcze pocałunek
Jeden, ostatni, po innych tysiącu,
Wycisnął, pani, na tej wschodniej perle,
I mówił — słowa jego w mem tkwią sercu.
Kleopatra. Musi je stamtąd wyrwać moje ucho.
Alexas. „Idź, powiedz“, mówił, „że wierny Rzymianin
Ten skarb ostrygi posyła królowej;
Aby ten lichy uzacnić podarek,
Ubrylantuję tron jej królestwami,
Wschód cały, powiedz, nazwie ją swą panią“.
Potem skinieniem głowy mnie pożegnał,
Z powagą dosiadł konia ognistego,
Który w swej dumie zarżał tak rozgłośnie,
Że gdybym nawet chciał był coś powiedzieć,
Głosby mój zgłuszył.
Kleopatra. Byłże wesół, smutny?
Alexas. Jak czas w pośrodku dwóch ostateczności,
Bez wielkich mrozów, bez wielkich upałów:
Ani był smutny, ani był wesoły.
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/162
Ta strona została skorygowana.
— 152 —