Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/166

Ta strona została przepisana.
—   156   —


SCENA II.
Rzym. Pokój w domu Lepida.
(Wchodzą: Enobarbus, Lepidus).

Lepidus.  Byłoby wielką z twej strony zasługą
I godną ciebie, gdybyś skłonił wodza
Do słów łagodnych i do pojednania.
Enobarb.  Będę nalegał, żeby odpowiedział,
Jak jego wielkiej przystoi godności.
Jeżeli Cezar obrazi go słowem,
Niech patrzy wyżej niż głowa Cezara
I mówi głośno, jak sam Mars, bóg wojny.
Ja, gdybym nosił brodę Antoniusza,
Jowisz mi świadkiem, dziśbym jej nie golił.
Lepidus.  Nie pora dzisiaj do prywatnych swarów.
Enobarb.  Do załatwienia swaru czas najlepszy,
Który go spłodził.
Lepidus.  Drobna jednak sprawa
Powinna zawsze większej ustępować.
Enobarb.  Nie, jeśli drobna pierwsza się pojawia.
Lepidus.  Ślepa namiętność w twoich widna słowach;
Proszę cię jednak nie podsycaj ognia.
Otóż Antoni. (Wchodzą: Antoniusz i Wentydyusz).
Enobarb.  Zbliża się i Cezar.

(Wchodzą: Cezar, Mecenas, Agryppa).

Antoniusz.  Jeśli się wszystko teraz dobrze skończy,
Dalej na Partów! Słyszysz, Wentydyuszu?
Cezar  (do Mecenasa). Sam tego nie wiem, zapytaj Agryppę.
Lepidus.  Wielka nas dzisiaj zgromadza tu sprawa,
Niech nas podrzędne nie dzielą rozterki;
Drobne urazy, jeśli jakie mamy,
Skończmy z wzajemną wyrozumiałością;
Bo jeśli będziem namiętnie roztrząsać
Liche urazy, popełnim morderstwo,
Chcąc lekką ranę opatrzyć i zgoić.
A więc was proszę, dostojni koledzy,
Raczcie przedmioty najdrażliwszej treści