Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/174

Ta strona została przepisana.
—   164   —

Oktawia drogą będzie mu wygraną.
Agryppa.  Lecz czas już, idźmy! — Dobry Enobarbie,
Jesteś mym gościem, póki jesteś w Rzymie.
Enobarb.  Z wdzięcznością twoją przyjmuję ofiarę. (Wychodzą).


SCENA III.
Rzym. Pokój w domu Cezara.
(Wchodzą: Cezar, Antoniusz, między nimi Oktawia, Służba, Wróżbiarz).

Antoniusz.  I świat i wielkie moje obowiązki
Od twego łona oderwą mnie czasem.
Oktawia.  U stóp ołtarzy będę na kolanach
Błagała bogów o śpieszny twój powrót.
Antoniusz.  Bądź zdrów, Cezarze. Ty, piękna Oktawio,
Z ludzkich powieści błędów moich nie sądź;
Dotąd nie wszystko szło u mnie pod miarę,
Lecz odtąd, wierzaj, pod sznur wszystko pójdzie.
Teraz, dobranoc, droga moja pani!

Oktawia.  Dobranoc!
Cezar.  Dobranoc! (Wychodzą: Cezar i Oktawia).
Antoniusz.  Co, czy nie prawda, że chciałbyś teraz być w Egipcie?
Wróżb.  Bodajem go nigdy nie był opuścił! i ty bodajbyś nigdy tu nie przybył!
Antoniusz.  Jeśli możesz, powiedz mi powody?
Wróżb.  W sercu je czuję, nie mam ich na języku; ale wracaj co prędzej do Egiptu.

Antoniusz.  Czyja fortuna, moja czy Cezara
Wyżej podleci?
Wróżb.  Fortuna Cezara;
Więc, Antoniuszu, uciekaj od niego.
Twój demon, to jest duch twój opiekuńczy,
Jest niezrównany, dzielny i szlachetny,
Gdy przy nim demon Cezara nie stoi:
W jego sąsiedztwie anioł twój blednieje
Jak zatrwożony, więc słuchaj mej rady,
Niech was na zawsze dzieli ziemi przestrzeń.
Antoniusz.  Nie mów już o tem.