Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/176

Ta strona została przepisana.
—   166   —

Który wam obu tak do twarzy będzie.
Mecenas.  Jak obliczyłem, przy Mizeńskiej górze
Prędzej od ciebie staniemy, Lepidzie.
Lepidus.  Krótsza wam droga; mnie zmuszają sprawy
Z mą armią koło zakreślić szerokie,
Więc mnie o całe dwa dni wyprzedzicie.
Mecenas i  Agryppa. Szczęście na drogę!
Lepidus.  Bywajcie mi zdrowi

(Wychodzą).


SCENA. V.
Alexandrya. Pokój w pałacu.
(Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras, Alexas).

Kleopatra.  O, pieśni! pieśni! smutnego pokarmu
Dla zakochanych.
Sługa.  Wołajcie śpiewaka.

(Wchodzi Mardyan)

Kleopatra.  Nie — wolę teraz grać w bilard; chodź Charmian.
Charmian.  Ręka mnie boli; graj raczej z Mardyanem.
Kleopatra.  Toć grać z rzezańcem, to jak grać z kobietą.
Czy chcesz grać ze mną?
Mardyan.  O ile potrafię.
Kleopatra.  Przy dobrej woli, mimo niedostatku
O przebaczenie prosić może aktor.
Lecz to na później. — Przynieście mi wędkę;
Przy słabym dźwięku odległej muzyki
Szaro-płetwiste zwodzić będę ryby,
Lipkie ich szczęki haczykiem przeszywać,
Na ląd je ciągnąc, wyobrażę sobie,
Że każda rybka moim jest Antonim,
Krzyknę z radością: złapałam cię przecie!
Charmian.  Pamiętam radość, gdyście szli o zakład,
Kto z was na wędkę więcej ryb ułowi;
A więc twój nurek solonego śledzia
Przyczepił zręcznie do jego haczyka,
On tryumfalnie na brzeg go wyciągnął.
Kleopatra.  Szczęśliwe czasy! Kiedym mu cierpliwość