Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/191

Ta strona została przepisana.
—   181   —

Niezwyciężoną dotąd Partów jazdę.
Syliusz.  Gdzie on jest teraz?
Wentyd.  Jest w drodze do Aten.
I my tam z całym pośpiechem, na jaki
Zdobytych łupów ogrom nam pozwoli,
Pojdziem mu złożyć hołd nasz i zdobycze.
Więc naprzód! (Wychodzą).


SCENA II.
Rzym. Przedpokój w domu Cezara.
(Wchodzą: Agryppa i Endbarbus).

Agryppa.  Jakto? Czy już się bracia rozłączyli?
Enobarb.  Już z Pompejuszem wszystko załatwione;
On sam odjechał; inni pieczętują.
Oktawia płacze, że miasto opuszcza;
Cezar jest smutny, a jak mówi Menas,
Lepid od sławnej uczty pompejańskiej
Wciąż na bladaczkę choruje.
Agryppa.  Mąż wielki!
Enobarb.  O, niewątpliwie. Jak Cezara kocha!
Agryppa.  A jak uwielbia Marka Antoniusza!
Enobarb.  Cezar? Toć on jest ludzkości Jowiszem.
Agryppa.  A co Antoni? To bóg jest Jowisza.
Enobarb.  Mów o Cezarze; niema mu równego.
Agryppa.  Mów o Antonim; to jest ptak arabski.
Enobarb.  Chceszli Cezara chwalić? Powiedz: Cezar,
I dość już na tem.
Agryppa.  Niepodobna przeczyć:
Rzadkie dla obu wynalazł pochwały.
Enobarb.  A jednak kocha Cezara goręcej,
Choć z duszy także kocha Antoniusza.
Niema pisarza, wieszcza lub poety,
Coby wymyślił, wypisał, wyśpiewał
Dla Antoniusza całą jego miłość.
Co do Cezara, klękajcie narody,
Tak jest, klękajcie i wielbcie!