Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/194

Ta strona została przepisana.
—   184   —

Kleopatra.  Zbliż się bez trwogi. (Wchodzi Posłaniec).
Alexas.  Dostojna królowo,
Herod żydowski nie śmie na cię spojrzeć,
Jeśli w łaskawym nie jesteś humorze.
Kleopatra.  Ha, głowę tego Heroda mieć muszę —
Lecz jak? Gdy człowiek, co mógł mi ją przynieść,
Gdy mnie Antoniusz opuścił na zawsze. —
Zbliż się.
Posłaniec.  Królowo —
Kleopatra.  Czyś widział Oktawię?
Posłaniec.  Tak jest.
Kleopatra.  Gdzie?
Posłaniec.  W Rzymie twarz w twarz ją widziałem,
Gdy między bratem szła a Antoniuszem.
Kleopatra.  Czy jak ja smukła?
Posłaniec.  O, nie, nie, królowo.
Kleopatra.  Słyszysz, co mówi? Jaki ton jej głosu?
Dźwięczny czy cichy?
Posłaniec.  Słyszałem ją, pani,
Jej głos jest cichy.
Kleopatra.  Mało w nim uroku;
Nie, niepodobna, by ją długo kochał.
Charmian.  Kochał? O, Izys! któżby o tem myślał.
Kleopatra.  To moje zdanie. Cicha, karłowata!
W ruchu jej, chodzie, jaki jest majestat?
Jeżeliś widział, gdy wiesz, co majestat.
Posłaniec.  Wlecze się, pani, idzie jakby stała,
Jakgdyby w ciele jej nie było duszy:
To posąg raczej niż żywa istota.
Kleopatra.  Czyś tego pewny?
Posłaniec.  Chyba, żem jest ślepy.
Charmian.  W całym Egipcie nie znajdziesz trzech ludzi,
Zdolnych naturę rzeczy śledzić głębiej.
Kleopatra.  O, widzę, widzę, bystry z niego człowiek.
Tak, nic w niej niema, sąd jego jest zdrowy.
Charmian.  I nieomylny.
Kleopatra.  A wiek jej? Jak sądzisz?
Posłaniec.  Była już wdową.