Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/200

Ta strona została przepisana.
—   190   —

Oktawia.  Panie mój, w Atenach.
Cezar.  Nie tam, okrutnie pokrzywdzona siostro;
Do Kleopatry na skinienie pobiegł.
Za nierządnicę dał świata połowę,
Z nią teraz razem, całej ziemi królów
Pod sztandar woła, na wojnę się zbroi.
Bokchus, król Libii, król Tracyi, Adallas,
Król Kapadockich dzielnic, Archelausz,
Król Paflagońskiej ziemi, Filadelfos,
Malchus Arabii, Herod król żydowski,
Król Komageny Mitrydat, król Pontu,
Królowie Medów i Likaończyków,
I tłumy innych berłowych żołnierzy
Pod bronią stoją.
Oktawia.  O, ja nieszczęśliwa!
Serce się moje między dwoma dzieli,
Którzy wzajemnie śmiercią sobie grożą.
Cezar.  Witaj tu, siostro! Twoje tylko listy
Dotąd wstrzymały wybuch krwawej wojny,
Pókim nie poznał, jakie twoje krzywdy,
Jak niebezpieczna dłuższa dla mnie zwłoka.
Lecz nie trać serca; nie płacz, gdy konieczność
Twojego szczęścia zachmurza pogodę;
Niechaj przeznaczeń dopełni się wola,
Witaj nam w Rzymie, siostro ma najdroższa!
Mnie Jowisz wybrał na twego mściciela,
Mnie i tych wszystkich, którzy cię kochają.
Pociesz się tylko.
Agryppa.  Witamy cię, pani!
Mecenas.  Witamy, pani! Każde rzymskie serce
Kocha cię, pani, nad losem twym płacze;
Antoniusz jeden, szpetny cudzołożnik,
Wygnał cię, żeby całą swą potęgę
Dać wszetecznicy, która śmie nam grozić.
Oktawia.  Wszystkoż to prawda?
Cezar.  Prawda niewątpliwa,
Więc w cierpliwości szukaj twej pociechy.

(Wychodzą).