Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/202

Ta strona została przepisana.
—   192   —

Kleopatra.  Tak, tylko na morzu.
Kanid.  Dlaczego, wodzu?
Antoniusz.  Na jego wyzwanie.
Enobarb.  I ty go, wodzu, na rękę wyzwałeś.
Kanid.  Chciałeś z nim walczyć na Farsalskich polach,
Na których Cezar rozbił Pompejusza:
Lecz on te wnioski kolejno odrzucił,
Bo w nich korzyści nie widział dla siebie.
Zrób ty tak samo.
Enobarb.  Twych statków osady,
To motłoch, w nagłym spędzony pośpiechu,
Mulników albo wiejskich parobczaków;
Tymczasem Cezar na swojej ma flocie
Majtków ćwiczonych w wojnie z Pompejuszem;
Okręty jego lekkie, twoje ciężkie;
Niema w tem hańby, że gdy kto gotowy
Bić się na lądzie, odrzuca wyzwanie
Bitwy na morzu.
Antoniusz.  Na morzu! na morzu!
Enobarb.  Pomyśl, mój wodzu, że sam się pozbawiasz
Mnogich korzyści, które masz na lądzie,
Rozdzielasz armię, którą w większej części
Składa piechota w bojach postarzała;
Twe doświadczenie nie przyda się na nic;
Pewność zwycięstwa dobrowolnie rzucasz
I bez potrzeby losy twe powierzasz
Wiatrom przypadku.
Antoniusz.  Chcę walczyć na morzu.
Kleopatra.  Sześćdziesiąt żagli flota moja liczy,
Lepszych nie znajdziesz u Cezara.
Antoniusz.  Spalim
Zbytnie okręty, z resztą, dobrze zbrojną,
Byle się Cezar do Akcyum przybliżył,
Pójdziem go rozbić. Pobici na morzu,

(Wchodzi Posłaniec)

Pójdziemy szczęścia próbować na lądzie.
Co mi przynosisz?
Posłaniec.  Wieść nie była mylna,