Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/203

Ta strona została przepisana.
—   193   —

Cezar wziął Toryn.
Antoniusz.  Niepodobna wierzyć,
Ażeby Cezar był tam osobiscie,
Już pułków jego obecnosc tam dziwna.
Ty, Kanidyuszu, dziewiętnaście legii
I mojej jazdy dwanaście tysięcy
Trzymaj na lądzie, ja śpieszę na okręt.

(Wchodzi Żołnierz).

Dalej, Tetydo! — Co chcesz mi powiedzieć?
Żołnierz.  Zostań na lądzie, mój imperatorze,
Zgniłym tarcicom twych nie zwierzaj losów;
Czyliż tym ranom, szabli tej nie ufasz?
Niech się egipskie kaczki w morzu kąpią,
My przyuczeni na lądzie zwyciężać,
Pierś przeciw piersi.
Antoniusz.  Dobrze, dobrze, idźmy!

(Wychodzą: Antoniusz, Kleopatra, Enobarbus).

Żołnierz.  Na Herkulesa! myślę, że mam słuszność.
Kanid.  Masz tysiąc razy; ale kroki jego
Nie są wypływem myjli jego własnej,
Bo wódz nasz dzisiaj swojego ma wodza;
Jesteśmy tylko niewiast żołnierzami.
Żołnierz.  Ty całą siłą lądową dowodzisz?
Kanid.  Ja, a na morzu Celiusz, Publikola,
Marek Oktawiusz i Marek Justejusz.
Pośpiech Cezara nad wszelką jest wiarę.
Żołnierz.  Z Rzymu wyprawiał legie oddziałami,
I tak oszukał wszystkich naszych szpiegów.
Kanid.  Kto namiestnikiem jego?
Żołnierz.  Mówią, Taurus.
Kanid.  Znam go. (Wchodzi Posłaniec).
Posłaniec.  Naczelnik wzywa Kanidyusza.
Kanid.  W wielkie wypadki czas dzisiaj ciężarny,
Każda minuta płodzi coś nowego.

(Wychodzą).