Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/205

Ta strona została przepisana.
—   195   —

Rozwija żagle, ucieka!
Enobarb.  Widziałem,
Oczy nie mogły znieść tego widoku,
Bielmem mi zaszły.
Skarus.  Ledwo się zwinęła,
Aż i Antoniusz, czarów jej ofiara,
Jak kaczka dzika skrzydła swe rozwinął,
Puścił się za nią, o bitwie zapomniał.
Podobnej hańby nie widziałem jeszcze,
Nigdy tak męstwo, honor, doświadczenie
Same swej własnej sprawy nie zdradziły.
Enobarb.  Niestety! (Wchodzi Kanidyusz).
Kanid.  Nasza fortuna na morzu
Straciła oddech, tonie bez nadziei!
Ach! gdyby wódz nasz był tem, czem był dawniej,
Wypadek boju nie byłby wątpliwy!
Ale nikczemnej ucieczki dał przykład,
I wszystko pierzchło.
Enobarb.  (na str.).Czy tak? Więc dobranoc!
Kanid.  Wszystko uciekło do Peloponezu.
Skarus.  Droga jest łatwa, pośpieszę za nimi,
Zobaczę, jaki obrót weźmie sprawa.
Kanid.  Legie i jazdę oddam Cezarowi,
Pójdę za sześciu monarchów przykładem.
Enobarb.  Ja za fortuną wodza mego ranną,
Choć rozum radzi z wiatrem się obrócić.

(Wychodzą).


SCENA IX.
Alexandrya. — Pokój w pałacu.
(Wchodzą: Antoniusz i Służba).

Antoniusz.  Ziemia zabrania mi po sobie stąpać,
Wstyd ją mnie nosić. — Moi przyjaciele,
Tak się na świecie tym już zapóźniłem,
Że moją drogę straciłem na zawsze.
Mam jeszcze okręt ładowny skarbami,