Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/213

Ta strona została przepisana.
—   203   —

Dawniej, gdym krzyknął ho! biegli królowie,
Jeden drugiego potrącał jak dzieci,
I każdy wołał: „jakie twe rozkazy?“

(Wchodzi Służba).

Czyście ogłuchli? Jeszczem jest Antoniusz.
Natychmiast tego wyprowadźcie panka,
Dajcie mu chłostę!
Enobarb.  Lepiej z lwięciem igrać,
Niż ze lwem starym a umierającym.
Antoniusz.  Dajcie mu chłostę! Gwiazdy i księżycu!
Dajcie mu chłostę! Gdybym i dwudziestu
Pierwszych Cezara hołdowników spotkał
Tak śmiałych z ręką — jakże się nazywa,
Odkąd przestała zwać się Kleopatrą? —
Chłoszczcie, a dobrze, dopóki jak dziecię
Nie zacznie gęby wykrzywiać i skomlić!
Weźcie go!
Tyreusz.  Słuchaj, Marku Antoniuszu —
Antoniusz.  Weźcie go, idźcie, a po dobrej chłoście
Wróćcie z nim do mnie. Ten Cezara fagas
Poselstwo moje do niego poniesie.

(Wychodzi Służba z Tyreuszem).

Nim cię poznałem, byłaś napół zwiędłą;
Ha! ja tę perłę kobiet opuściłem,
Prawych potomków nie chciałem z nią płodzić,
Aby tu zostać igraszką niewiasty,
Tkliwem spojrzeniem fagasa raczącej.
Kleopatra.  Panie —
Antoniusz.  Ty byłaś zawsze obłudnicą;
Lecz kiedy w naszych wadach twardniejemy,
Bóg nam zasklepia oczy w naszym brudzie,
Odbiera rozum i każe nam wady
Ubóstwiać własne, śmieje się, gdy z dumą
Sami do własnej paradujem zguby.
Kleopatra.  Do tegoż przyszło?
Antoniusz.  Ha, ja cię znalazłem,
Jak zimne słodkiej potrawy ostatki
Na umarłego Cezara talerzu,