Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/240

Ta strona została przepisana.
—   230   —

Jeśli do siebie przyjmiesz mnie, Cezarze,
Będę ci wiernym, tak jak jemu byłem.
Gdy nie chcesz, życia mego jesteś panem.
Cezar.  Co chcesz powiedzieć?
Dercetas.  Że Antoniusz umarł.
Cezar.  Z większym łoskotem tak olbrzymia skała
Pęknąćby winna; lew winienby zlękły
Wśród ulic miasta, a obywatele
Szukać schronienia w strasznej lwa jaskini.
Śmierć Antoniusza nie jest jedną śmiercią:
Połowa świata w tem żyła imieniu.
Dercetas.  Umarł, Cezarze, nie od kata ręki,
Nie od sztyletu najętego; dłoń ta,
Którą swą chwałę w dzieje świata wpisał,
Dzielnego serca ożywiona duchem,
Sama rozdarła wielkie jego serce.
Miecz, który widzisz, z ran jego wyrwałem
Najszlachetniejszą jeszcze krwią czerwony.
Cezar.  Czy was ogarnął smutek, przyjaciele?
Przebacz mi, Boże! ale ta wiadomość
Z królewskich źrenic może łzy wycisnąć.
Agryppa.  Jak niepojęta natury potęga,
Która nam teraz każe opłakiwać
Czyn, życzeń naszych niegdyś cel jedyny!
Mecenas.  Cnót jego była i wad równowaga.
Agryppa.  Duch nigdy rzadszy światem nie kierował.
Lecz Bóg przywary do cnót naszych miesza,
Aby ludzkości nie zatrzeć w nas piętna.
Cezar wzruszony.
Mecenas.  Kiedy ma przed sobą
Zwierciadło takie, widzieć się w nim musi.
Cezar.  O, Antoniuszu, jam doli twej sprawcą!
Lecz pewnych chorób tylko stal lekarstwem.
Lub jabym twoją ofiarą być musiał,
Albo twojego świadkiem być upadku.
Dla dwóch nas cały świat ten był za ciasny.
Lecz przyjmij teraz moje łzy ostatnie,
Co jak krew płyną z samych głębin serca.