Weź co potrzeba na załogę miasta,
Ja z tymi, którym serca nie brak, lecę
Kominiuszowi w pomoc.
Larcyusz. Zacny mężu,
Krew twoja płynie, zbyt długo walczyłeś,
Byś mógł rozpocząć drugą zaraz walkę.
Marcyusz. Skończ te pochwały! jeszcze nie rozgrzała
Praca mnie moja! więc bądź zdrów, Tytusie!
Krew, którąm stracił, nie niebezpieczeństwem,
Lecz jest lekarstwem. Jak jestem, chcę stanąć
Przed Aufidiuszem, do boju go wyzwać.
Larcyusz. Niech się zakocha dziś w tobie fortuna,
Piękna bogini, potężne jej czary
Niechaj zbezsilnią miecz nieprzyjaciela!
Niechaj pomyślność giermkiem twoim będzie!
Marcyusz. Niech ciebie także w tych liczbę zapisze,
Których najwyżej stawia! Bywaj zdrowy!
Larcyusz. Bywaj mi zdrowy, dzielny Marcyuszu!
Idź, a na rynku, przy trąby odgłosie,
Przywołaj do mnie miasta naczelników,
Żebym zwycięzcy wolę im objawił. (Wychodzą).
Kominiusz. Wytchnijcie, bracia; walczyliście mężnie
I jak Rzymianie; bez szalu w oporze,
Bez nikczemnego w odwrocie tchórzostwa.
Baczność! Wróg pewno swój atak odnowi.
Wśród naszej walki, wiatry nam niekiedy
Niosły krzyk boju naszych towarzyszy.
O bogi Rzymu, dajcie im zwycięstwo,
Jak was błagamy, byście nam je dali,
Aby dwa wojska, w radości zebrane,