Marcyusz. Z tobą chcę walczyć jedynie, bo ciebie
Nad wiarołomcę z duszy nienawidzę.
Aufidiusz. A ja tak ciebie. Puszcze afrykańskie
Nie mają węża, którymbym się brzydził
Więcej niż chwałą twoją. Więc do dzieła!
Marcyusz. Niechaj drugiego umrze niewolnikiem,
Kto pierwszy kroku ustąpi, niech potem
Bóg go potępi!
Aufidiusz. Więc zgoda, Marcyuszu,
Jeżeli pierzchnę, szczwaj mnie jak zająca.
Marcyusz. Trzy godzin temu, w twoich Koryolach,
Sam jeden walcząc, tłumy rozbijałem.
To krew nie moja, co mi twarz maluje.
Na pomstę wszystkie siły twe przywołaj!
Aufidiusz. Gdybyś Hektorem był samym, tym biczem,
Którym się ród twój z dumą dzisiaj chełpi,
Nie ujdziesz cały! (Walczą. Kilku Wolsków przybiega w pomoc Aufidiuszowi). Usłużni, nie mężni,
Hańbicie wodza niewczesną pomocą!
Kominiusz. Gdybym ci czyny twe dzisiejsze prawił,
Sambyś nie wierzył: lecz tam je opowiem,
Gdzie senat będzie łzy mieszał z uśmiechem;
Gdzie patrycyusze ramionami wzruszać,
Podziwiać potem, matrony przelękłe