Słuchać mnie będą z drżeniem i rozkoszą;
Trybuni nawet, co z ludem zatęchłym
Chwałę twą z całej duszy nienawidzą,
Powiedzieć muszą: „Dzięki, że bogowie
Dali Rzymowi takiego żołnierza“.
Przybiegłeś ucztę naszą jeszcze dzielić,
Choć w Koryolach głód już nasyciłeś.
Larcyusz. Wodzu, to rumak, my tylko czaprakiem.
Gdybyś był widział —
Marcyusz. O błagam cię, przestań!
Gdy matka moja, która ma przywilej
Swą krew wynosić, pochwały me prawi,
Smuci mnie tylko. To co wy zrobiłem,
To jest, co mogłem, waszą gnany myślą,
To jest, dla dobra i chwały mej ziemi.
Ktokolwiek dowiódł swojej dobrej woli,
W czynach mi równy.
Kominiusz. Nie mogę pozwolić,
Żebyś był grobem własnych twoich zasług.
Rzym musi poznać wartość swoich dzieci.
Byłoby grzechem od kradzieży większym,
Potwarzą nawet, czyny twoje taić,
Przemilczeć dzieła, przy których pochwały,
Choćby do sklepu niebios je wznoszące,
Tylko się zbytkiem skromności wydadzą.
Pozwól mi przeto (jako znak, czem jesteś,
Nie jak nagrodę tego, co zrobiłeś)
W twej obecności do wojska przemówić.
Marcyusz. Mam ja blizn kilka, a bardziej mnie bolą,
Kiedy kto o nich wzmiankę robić zacznie.
Kominiusz. Gdybym przemilczał o nich, toby słusznie
Niewdzięczność nasza rozjątrzyć je mogła,
I śmierć sprowadzić. Ze wszystkich rumaków,
(A mamy w ręku i dzielnych i wiele),
Ze wszystkich łupów z pól i miast zdobytych,
Zanim przystąpim do spólnego działu,
Tobie dziesiątą część odstępujemy.