Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/46

Ta strona została przepisana.
—   36   —


SCENA X.
Obóz Wolsków.
(Odgłos trąb i bębnów. Wchodzi Aufidiusz krwią oblany, w towarzystwie dwóch lub trzech Żołnierzy).

Aufidiusz.  Miasto zdobyte!
1 Żołnierz.  Lecz je odzyskamy
Pod korzystnymi wkrótce warunkami.
Aufidiusz.  Pod warunkami? Chciałbym być Rzymianem,
Bo Wolskiem będąc, znieść nie jestem w stanie
Być tem, czem jestem. Co? Pod warunkami?
Kiedyż korzystne otrzymał warunki
Ten, co na łasce jest nieprzyjaciela?
Pięć razy z tobą walczyłem, Marcyuszu,
I pięć mnie razy w boju pokonałeś,
I gdyby nasze spotkania tak częste
Jak uczty były, zawszebyś pokonał.
Ha, na żywioły! jeżeli raz jeszcze
Gdziekolwiek z nim się oko w oko spotkam,
Jeden drugiego musi paść ofiarą.
W mej nienawiści zniknął ślad honoru;
Przód chciałem w równej walce go zwyciężyć,
Pierś przeciw piersi, miecz przeciw mieczowi,
Dziś już o środki nie troszczę się wcale,
Siła lub podstęp — mniejsza, byle zginął.
1 Żołnierz.  To czart wcielony!
Aufidiusz.  Śmielszy lecz mniej chytry.
On wieczną hańbę na męstwie mem wyrył;
Aby się pomścić, naturę mą zmienię.
Darmo sen, święte gościnności prawa,
Nędza lub słabość albo Kapitolium,
Kapłanów modły, czyste ich ofiary,
(Te zwykłe ludzkiej wściekłości zapory)
Stawią spróchniałe swoje przywileje,
By go przed moją słonic nienawiścią.
Gdziebądż go spotkam, choćby w domu moim,
Pod brata strażą, pod świętą opieką