Niech cię nie trwoży rozwlekłości zarzut;
Daj nam powody myśleć, że na środkach
A nie na chęciach nagrody nam zbywa.
A wy, obrońcy ludu, raczcie teraz
Przychylne ucho skłonić do powieści,
Potem przez wasze uprzejme wstawienie
Otrzymać chętne przyzwolenie ludu
Na to, co senat za stosowne uzna.
Sycyn. W podobnej sprawie miły nam jest udział,
I serca nasze gotowe są poprzeć
Szlachetny przedmiot naszego zebrania.
Brutus. Cobyśmy chętniej jeszcze zrobić chcieli,
Gdyby lud trochę wyżej cenić raczył,
Niż dotąd cenił.
Menen. Nie o to rzecz idzie;
Lepiejbyś zrobił, gdybyś cicho siedział.
Czy chcecie teraz Kominiusza słuchać?
Brutus. Chętnie. Lecz moje było zastrzeżenie
Bardziej do rzeczy, niż twoja nagana.
Menen. On lud nasz kocha; nie wymagaj tylko,
Żeby koniecznie za pan brat żył z ludem.
Teraz słuchajmy. (Wstaje Koryolan i chce wychodzić).
Nie, nie, zostań, proszę.
1 Senator. Nie wstydź się słuchać powieści o czynach,
Któreś szlachetnie dokonał.
Koryolan. Przebaczcie!
Wolałbym goić na nowo me rany,
Niż słuchać, jak je w boju otrzymałem.
Brutus. Pochlebiam sobie, że cię wyganiają
Nie moje słowa.
Koryolan. O nie, choć wyznaję,
Skąd mnie wygonić oręż nie był w stanie,
Wygnały słowa. W tem, co powiedziałeś,
Obrazy niema, bo niema pochlebstwa.
Co do twojego ludu, lud twój kocham
Ile wart tego.
Menen. Proszę, tylko usiądź.
Koryolan. O, jabym wolał raczej siąsć na słońcu
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/57
Ta strona została przepisana.
— 47 —