Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/58

Ta strona została przepisana.
—   48   —

I dać się skrobać spokojnie po głowie,
Gdy trąbka w polu potyczki znak daje,
Niż gnuśnie słuchać przesadnych powieści
O czynach moich bez żadnej wartości. (Wychodzi).
Menen.  Trybuni ludu, jak może on schlebiać
Tłumowi, w którym na tysiąc niegodnych
Jeden szlachetny, skoro, jak widzicie,
Woli dla chwały wszystkie swoje członki
Narazić, niźli jedno z swoich uszów
Do jej słuchania. Zacznij Kominiuszu.
Kominiusz.  Tchu mi zabraknie, bo nie słabą piersią
Koryolana czyny trzeba głosić.
Jeżeli męstwo jest najpierwszą cnotą,
Najlepiej zdobi swego posiadacza,
To mąż, o którym mówię, na tej ziemi
Równego sobie daremnieby szukał.
W szesnastym roku, gdy Tarkwiniusz Pyszny
Na Rzym uderzył, on swoją odwagą
Innych prześcignął, nasz wtedy dyktator,
(Któremu pokłon należny oddaję)
Widział, jak młodzik, z Amazonki twarzą,
Gonił przed sobą przelękłych wąsaczy;
Powalonego ocalił kolegę,
Trzech zabił wrogów pod konsula okiem,
I Tarkwiniusza jednem szabli cięciem
Zwalił na ziemię. W tej zaciętej bitwie,
On, co na scenie mógł niewiast grać role,,
Pierwszym się mężem pokazał na placu,
Wieniec dębowy otrzymał w nagrodę.
Gdy z lat dziecinnych wieku męża doszedł,
Rósł odtąd w chwale jak morze bez granic,
W siedmnastu bitwach łatwo z wszystkich szabli
Pozdzierał wieńce. O sprawie ostatniej,
O jego dziełach w murach Kory ołów,
Nie jestem w stanie mówić jak należy.
Wstrzymał ucieczkę, a rzadkim przykładem
Tchórzów nauczył, jak ze śmierci szydzić.
Okręt, płynący z rozwiniętym żaglem,