Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/71

Ta strona została przepisana.
—   61   —

Koryolan.  Cóż wybór znaczy? Na chmury te w górze,
Niech mnie do waszej zdegradują sfery,
Zrobią mnie waszym kolegą trybunem!
Sycyn.  Z każdego słowa twojego wygląda,
Co lud oburza; jeżeli więc pragniesz
Dobiedz do mety życzeń twoich wszystkich,
Złąś wybrał drogę, dopytaj się lepszej,
Z większą pokorą, lub nie staniesz nigdy
Ni tak wysoko jak konsul, ni nawet
Tak nizko, żebyś kolegą był naszym.
Menen.  Trochę krwi zimnej!
Kominiusz.  Lud jest oszukany.
Matactwo takie Rzymu jest niegodne,
A Koryolan nie zasłużył na to,
By mu krzywdzące stawiano zapory
Na bitej drodze wielkich jego zasług.
Koryolan.  Mówisz o zbożu! Com powiedział wtedy,
Powtórzę dzisiaj.
Menen.  Nie teraz!
1 Senator.  Nie w gniewie!
Koryolan.  Teraz, przez boga! teraz i natychmiast,
Niech mi przebaczą moi przyjaciele.
Co do zmiennego, śmierdzącego tłumu,
Niech w słowach moich od pochlebstwa wolnych
Zobaczy szczery i wierny swój obraz.
A więc powtarzam: naszą powolnością
Siejem śniedź buntu przeciw senatowi
Na polu, które zoraliśmy sami,
Gdy się pospólstwu dozwalamy mieszać
Do szlachetnego patrycyuszów koła.
Koło to zdolne całą dzierżyć władzę,
Której część teraz przyznaje żebrakom.
Menen.  Dość tego!
1 Senator.  Dosyć słów tych jest na teraz!
Koryolan.  Jakto? Wy chcecie, żebym podle milczał?
Jak za ojczyznę krew mą przelewałem,
Na żaden opór zewnętrzny nie bacząc,
Tak dziś me płuca, póki mi ich stanie,