Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/73

Ta strona została przepisana.
—   63   —

Ugina czoła, jakich nigdy Grecya
W swych trybunałach groźnych nie widziała.
Co za spodlenie władzy konsularnej!
Dusza się moja zakrwawia, gdy widzę
Dwie równe władze naprzeciw stojące,
Bo w ich szczeliny nieład się wnet wkradnie,
Jedną przez drugą osłabi i zniszczy.
Kominiusz.  Czas iść na rynek.
Koryolan.  Ktokolwiek poradził
Rozdawać zboże z publicznych śpichlerzy,
Jak to czasami działo się u Greków —
Menen.  Dość tego, skończmy!
Koryolan.  Chociaż lud u Greków
Posiadał większe znaczenie i władzę,
Kto to poradził, ten wykarmił bunty,
Żywił ruinę rzeczy pospolitej.
Brutus.  Lud ma dać kreski temu, co tak mówi!
Koryolan.  Dam racye lepsze od wszystkich ich kresek.
Lud wie, że zboże darmo wydawane
Żadnej zasługi nie było nagrodą,
Bo żadną na nią służbą nie zarobił.
Gdy wróg ojczyzny rozdzierał wnętrzności,
Nie chciał z orężem za bramy wystąpić;
Czy tem zasłużył, by miał darmo zboże?
Śród wojny męstwa swego dał dowody,
Tylko przez bunty; czy i to zasługą?
Potwarze ciągle na senat miotane.
Dla nędznych przyczyn, miałyż nas nakłonić
Do łask tak wielkich i szczodrobliwości?
Jak też te mnogie pospólstwa żołądki
Trawią uprzejmość i względy senatu?
Czy ich uczynki nie zdają się mówić:
„Chcieliśmy tego, przemagamy liczbą,
Senat ze strachu dał, czegośmy chcieli“.
Tak upadlamy krzeseł naszych godność,
Tak motłochowi dajemy powody,
Że strachem naszą troskę o nim zowie.
Z czasem też motłoch strzaska drzwi senatu,