Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/74

Ta strona została przepisana.
—   64   —

Z czasem też wrony zaczną orłów dzióbać.
Menen.  Dość tego, idźmy!
Brutus.  Dosyć i za wiele!
Koryolan.  Nie, dam ci więcej, a możesz me słowa
Stwierdzić przysięgą przed ludźmi i Bogiem.
Ten rząd podwójny, tam gdzie jedna strona
Słusznie pogardza drugą, a ta druga,
Bez żadnych przyczyn, pierwszą lżyć się waży;
Gdzie ród, gdzie tytuł, mądrość, nic nie mogą
Bez przyzwolenia ogólnej głupoty;
Gdzie najwalniejsze sprawy zaniedbane
Dla zmiennych wniosków niemądrego tłumu:
Tam, pośród tylu, tak niewczesnych zawad
Nic się nie dzieje, nie może dziać w porę.
Błagam więc wszystkich roztropnych a mężnych,
Podstawy państwa silniej kochających,
Niż przerażonych grożącą im zmianą,
Świetne nad długie przenoszących życie,
Gotowych użyć lekarstw heroicznych,
Aby ocalić od zagłady ciało
Inaczej śmierci niedalekiej pewne,
Bez zwłoki język wydrzyjcie ludowi,
Aby nie lizał miodu, co go truje.
Wasze spodlenie zdrowy sąd kaleczy,
Jedność rozbija konieczną rządowi,
Zawadza dobru, które mógłby zrobić,
Gdyby kontroli złego nie ulegał.
Brutus.  Myślę, że dosyć na teraz powiedział.
Sycyn.  Jak zdrajca mówił, zda liczbę jak zdrajca.
Koryolan.  Podły nędzniku, przepadnij wzgardzony!
Po co ludowi te łyse trybuny?
Ich tylko radą kierowany, stawia
Woli senatu opór buntowniczy.
Śród buntu, kiedy nie to co jest słuszne,
Lecz co konieczne prawem dla nas było,
Przyzwoliliśmy na wybór trybunów,
W lepszej godzinie wypowiedzmy śmiało,
Że co jest słuszne, to jest i konieczne,