Kominiusz. Idźmy tylko.
1 Patryc Człowiek ten własną zrujnował fortunę.
Menen. To zbyt szlachetna dla tej ziemi dusza.
Trójząb Neptuna, Jowisza pioruny
Nie przymusiłyby go do pochlebstwa.
Co w sercu, to jest u niego na ustach;
Co mu wre w piersiach, język musi wypluć,
A uniesiony gniewem zapomina,
Że słyszał kiedy o śmierci. (Wrzawa za sceną).
Wracają.
2 Patryc. Wolałbym, żeby wszyscy byli w łóżkach.
Menen. Lub na dnie Tybru. Lecz czemuż, do kata,
Nie mógł przemówić do nich z uprzejmością?
Sycyn. Gdzie jest ta żmija, co chciała przed chwilą
Wyludnić miasto, i sama być wszystkiem?
Menen. Zacny trybunie —
Sycyn. Ze skały Tarpejskiej
Strącony będzie bez żadnej litości.
Prawu się oparł, prawo też go wyda
Publicznej zemście bez dalszych zachodów,
Gdy się publicznej władzy chciał urągać.
1 Obyw. Dowie się teraz, że naszym językiem
Nasi trybuni, a my ich prawicą.
Kilku. Dowie się, ręczę.
Menen. Panowie! panowie!
Sycyn. Cicho!
Menen. Źle robisz, że podszczuwacz łaję,
Gdy ci polować należało w miarę.
Sycyn. Jak śmiałeś pomódz zdrajcy do ucieczki?
Menen. Jak znam przymioty i cnoty konsula,
Tak znam i wady —
Sycyn. Jakiego konsula?
Menen. Koryolana.
Brutus. On konsul?
Kilku. Nie! nie! nie!
Menen. Jeśli trybuni, jeśli lud dostojny