Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/80

Ta strona została przepisana.
—   70   —

Pomnijcie, że ma potężnych stronników;
Czy chcecie wojnę domową zapalić,
I Rzymian ręką wielki Rzym rozburzyć?
Brutus.  Gdyby tak było —
Sycyn.  Co nam darmo prawisz!
Dał nam dowody swego posłuszeństwa,
Edylów naszych pobił, nam się oparł.
Idźmy!
Menen.  Rozważcie, że się w wojnach chował,
Odkąd w prawicy oręż mógł utrzymać,
A zła to szkoła słów umiarkowanych,
Miota na oślep mąkę i otręby.
Pozwólcie tylko, a ja go nakłonię,
Że się w pokoju, cokolwiek wypadnie,
Podda wyrokom ludowego sądu.
1 Senator.  To środek ludzki, szlachetni trybuni,
Wasz zbyt jest krwawy, a jego wypadek
Nieprzewidziany.
Sycyn.  Bądź więc, Meneniuszu,
W tej sprawie jakby ludu magistratem.
(Do ludu) Teraz broń złóżcie; zbierzcie się na rynku.
(Do Menen.) Tam cię czekamy. Jeżeli Marcyusza
Nie przyprowadzisz, jak nam obiecujesz,
My do pierwszego wrócimy zamiaru.
Menen.  O, przyprowadzę. (Do Senatorów) Idźcie ze mną razem.
Przyjdzie, przyjść musi, lub biada nam wszystkim!
1 Senator.  Bez straty czasu idźmy więc do niego. (Wychodzą).


SCENA II.
Pokój w domu Koryolana.
(Wchodzą: Koryolan i Patrycyusze).

Koryolan.  Niech mnie zagrzebią w gruzach mego domu,
Niech w koło wplotą, lub końmi rozszarpią;
Choćby spiętrzyli na skale Tarpejskiej
Gór jeszcze dziesięć, ażby wzrok człowieka
Tonął w przepaściach, zostanę niezmienny