Jak na lekarstwo trzodzie tej się kłaniać,
Jabym wdział zbroję, choć ciężką już dla mnie.
Koryolan. Więc cóż mam robić?
Menen. Wrócić do trybunów.
Koryolan. Dobrze. Co potem?
Menen. Słowa twe odwołać.
Koryolan. Dla nich? Dla bogów tegobym nie zrobił;
Dla nich mam zrobić?
Wolumnia. Nazbyt górnie myślisz.
Jak ty pochwalam drażliwość honoru
Tam, gdzie konieczność nie jest na przeszkodzie.
Mówiłeś nie raz, że honor i fortel
Są nierozdzielni w wojnie sprzymierzeńcy;
Powiedz mi teraz, dlaczego w pokoju
Jeden drugiemu w pomocby nie przyszedł?
Koryolan. Ba, ba!
Menen. Odpowiedz. Dobre to pytanie.
Wolumnia. Jeśli śród wojny honor twój pozwala,
Żebyś się wrogom zdał tem, czem nie jesteś,
Użył podstępu do dopięcia celu,
Co w tem gorszego, że i wśród pokoju
Fortel honoru będzie sprzymierzeńcem,
Gdy tego równa wymaga konieczność?
Koryolan. Czemu, o matko, nalegasz tak na mnie?
Wolumnia. Konieczność radzi przemówić do ludu,
Nie wedle natchnień myśli twych i serca,
Lecz w słowach, które na twoim języku
Gośćmi są tylko, tylko bękartami
Uczuć w głębinie duszy twej tlejących.
Twego honoru nie skrzywdzi to więcej,
Jak zdobyć miasto cukrowaną mową,
Aby oszczędzić krwi kosztownej strugi,
I twej fortuny na szwank nie wystawić.
Dla mego, moich przyjaciół zbawienia
Mojej naturze chętnie zadam kłamstwo,
A blasku mego honoru nie przyćmię.
Dziś rzecz się toczy o mnie, o twą żonę,
Twojego syna, o senat i szlachtę;
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/82
Ta strona została przepisana.
— 72 —