Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/88

Ta strona została przepisana.
—   78   —

Za to cię zdrajcą ludu ogłaszamy.
Koryolan.  Zdrajcą?
Menen.  Pamiętaj, coś przyrzekł, łagodnie!
Koryolan.  Ja zdrajcą ludu? Z samego dna piekła
Niech wszystkie ognie lud ten dziś owioną!
Zdrajcą mnie zowiesz? Pyszałku trybunie,
Gdyby w twych oczach tysiąc było śmierci,
W twych pokurczonych rękach sto tysięcy,
A w twym kłamliwym języku miliony,
I wtedy jeszcze powiedziałbym: kłamiesz!
Głosem tak śmiałym, jak kiedy się modlę.
Sycyn.  Czy słyszysz, ludu?
Obywatele.  Na skałę! na skałę!
Precz z nim na skałę!
Sycyn.  Cicho! nie potrzeba
Nowych zaskarżeń przyrzucać do starych,
Bo to, co zrobił i to, co powiedział,
Bo te obelgi naszym urzędnikom,
Te na was samych miotane przekleństwa,
I opór prawu, harde się stawienie
W obliczu sądu wszechwładnego ludu,
Wszystkie te zbrodnie wielkie, niezliczone
Śmierci są godne.
Brutus.  Zważając jednakże
Na dawne jego dla Rzymu zasługi —
Koryolan.  Co o zasługach paplesz?
Brutus.  Co wiem, mówię,
Koryolan.  Ty?
Menen.  Także słowo, dane matce chowasz?
Kominiusz.  Zważ tylko, proszę —
Koryolan.  Na nic już nie zważam!
Niechaj mnie skażą na Tarpejską skałę,
Odarcie skóry, powolną śmierć głodną,
Niech się wygnaniec wałęsam po ziemi,
Do tego stopnia nie spodlę się nigdy,
Bym jednem słowem żebrał o ich łaskę.
Nigdy, za wszystko, co dać w ich jest mocy,
Nigdy przed nimi duszy nie ukorzę,