Na wszystkie losu poplątane trafy,
Które cię mogą spotkać wśród wędrówki.
Koryolan. O Boże!
Kominiusz. Miesiąc z tobą pozostanę,
Razem pobytu miejsce opatrzymy,
Skądbyś mógł wieści słać nam i odbierać.
Gdy się nadarzy pora przywołania,
Nie będzie trzeba po szerokim świecie
Szukać nam męża jednego pobytu,
Tracić na zwłokach dobrej sposobności,
Dla nieobecnych zbyt łatwo ziębnącej.
Koryolan. Bądź zdrów! Lat brzemię zbyt na tobie ciąży,
Zbyt jesteś wojny strawą przesycony,
Byś się wałęsał z młodym wędrownikiem.
Za miasta bramy odprowadź mnie tylko.
Zegnaj mi, droga żono! matko droga!
Wy, doświadczeni, starzy przyjaciele,
Kiedy wygnańca u bram pożegnacie,
Wróćcie do domów z uśmiechem na twarzy.
Dopóki żyję, usłyszycie o mnie,
Lecz nigdy wieść was żadna nie doleci,
Coby nie była przeszłości mej godną.
Menen. Słów szlachetniejszych nie słyszało ucho.
Idźmy! nie płaczmy! Gdybym mógł otrząsnąć
Lat tylko siedem z mych rąk i nóg starych,
Jak Bóg na niebie, szedłbym za twym śladem
Na świata koniec!
Koryolan. Daj mi rękę! Idźmy! (Wychodzą).
Sycyn. Niech teraz wszyscy do domów wracają!
On jest wygnany; przestaniemy na tem.
Rzecz ta dogryzła panom z jego partyi.
Brutus. Gdyśmy im naszej siły dali dowód,