Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

rem? Czy możesz poznać człowieka na pierwszy rzut oka?
Kressyda.  Bardzo łatwo, jeśli go widziałam wprzódy i znałam.
Pandarus.  Więc dobrze, ja powiadam, że Troilus jest Troilus.
Kressyda.  Mówisz to samo, co i ja mówię, bo i ja jestem pewna, że to nie Hektor.
Pandarus.  Jak Hektor nie jest Troilem pod pewnym względem.
Kressyda.  Żeby każdemu oddać sprawiedliwość, każdy jest samym sobą.
Pandarus.  Samym sobą? Ach, biedny Troilus! Dałby Bóg, żeby był samym sobą!
Kressyda.  Jest nim.
Pandarus.  Żeby nim został, poszedłbym boso do Indyi.
Kressyda.  Nie jest przecie Hektorem.
Pandarus.  Samym sobą? Nie jest on samym sobą. Chciałbym, żeby był samym sobą! Ale cóż robić; bogowie są nad nami; czas naprawi albo zdławi. Więc dobrze — Troilus — dobrze, dobrze — chciałbym, żeby moje serce w jej było piersiach! — Nie, Hektor nie lepszy od Troila.
Kressyda.  Przebacz!
Pandarus.  Starszy, to prawda.
Kressyda.  Przebacz, przebacz!
Pandarus.  Drugi jeszcze lat tych nie doszedł; ale zaśpiewasz mi inną o nim piosenkę, gdy lat tych dojdzie. Nie tego roku będzie miał Hektor jego dowcip.
Kressyda.  Nie potrzeba mu go, póki ma swój własny.
Pandarus.  Ani jego przymiotów.
Kressyda.  Mniejsza o nie.
Pandarus.  Ani jego urody.
Kressyda.  Nie byłaby mu do twarzy; lepsza jego własna.
Pandarus.  Nie masz zdrowego sądu, synowico. Sama Helena przysięgała, dni temu kilka, że Troilus, jak na bruneta — bo jest brunet, muszę przyznać — choć nie brunet —
Kressyda.  Ale brunet.
Pandarus.  Na uczciwość, żeby powiedzieć prawdę, brunet i nie brunet.
Kressyda.  Żeby powiedzieć prawdę, prawda i nieprawda.