Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

żej! Orły już przeleciały; to same tylko wrony i kawki, wrony i kawki! Wolałbym być takim jak Troil mężem, niż Agamemnonem i całą Grecyą.
Kressyda.  Jest jednak między Grekami Achilles, dzielniejszy od Troila rycerz.
Pandarus.  Achilles? To furman, tragarz, to czysty wielbłąd.
Kressyda.  Dobrze, dobrze.
Pandarus.  Dobrze, dobrze? Czy masz ty choć trochę sensu? Czy masz ty oczy? Czy wiesz ty, co to jest człowiek? Czy urodzenie, piękność, dobra mina, wymowa, męskość, nauka, łagodność, cnota, młodość, szczodrobliwość i t. d. nie są imbirem i solą zaprawiającą człowieka?
Kressyda.  Może jakiego ciastucha, żeby go potem wypiec na montową bułeczkę i z pieca dobyć piecuchem.
Pandarus.  Co za dziwna z ciebie kobieta! Ani zgadnąć, gdzie twój puklerz.
Kressyda.  W moich plecach, żeby bronić mojego brzucha; w moim dowcipie, żeby bronić moich fortelów; w mojej oględności, żeby bronić mojej osoby; w mojej masce, żeby bronić mojej piękności; a w tobie, żeby bronić tego wszystkiego; przy tylu puklerzach mam jeszcze tysiąc innych strażników.
Pandarus.  Wymień mi jednego z twoich strażników.
Kressyda.  Mam się dosyć na straży, aby się nie wygadać, i to jest najpierwszy z moich strażników. Jeśli się nie mogę ustrzedz, aby mnie nie pchnięto, gdziebym nie chciała, mogę się przynajmniej ustrzedz, aby ci nie powiedzieć, jak dostałam to pchnięcie, chyba że puchlina zbyt będzie wydatna, a wtedy i straż już niepotrzebna.
Pandarus.  Co za dziwna z ciebie kobieta! (Wchodzi Paź Troilusa).
Paź  Mój pan chciałby natychmiast mówić z tobą, panie.
Pandarus.  Gdzie?
Paź.  W twoim domu, panie, gdzie się rozbraja.
Pandarus.  Powiedz mu, paziu, że przyjdę niebawem. (Wychodzi Paź). Lękam się, żeby nie był ranny. Bądź zdrowa, dobra synowico.