Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Ulisses.  Na co więc czekamy?
Troilus.  W duszy mej jeden jeszcze raz powtórzę
Każdą sylabę tutaj wymówioną.
A jednak głosząc, czego świadkiem byłem,
Nie będęż kłamcą, choć ogłoszę prawdę?
Jeszcze jest w mojem sercu wiara silna,
Niezwyciężona, uparta nadzieja,
Oczu i ucha niszcząca świadectwo,
Jakby tych zmysłów było przeznaczeniem
Nas łudzić tylko, a innych potwarzać.
Jestże to prawda? Byłaż to Kressyda?
Ulisses.  Nie umiem duchów wywoływać, książę.
Troilus.  Nie, to nie ona!
Ulisses.  Ona niewątpliwie.
Troilus.  Słowa me przecie szaleństwem nie trącą.
Ulisses.  Ni moje, książę. To była Kressyda.
Troilus.  Nie, nie wierz temu, dla honoru kobiet,
Nie zapominaj, żeśmy mieli matki,
Nie daj pozoru upartym krytykom,
Chętnym oczerniać nawet bez powodu,
Do rozmierzania cnoty wszystkich niewiast
Miarą Kressydy, lecz utrzymuj ze mną,
Ze to nie ona.
Ulisses.  Cóż ona zrobiła,
Coby zdołało matki nasze splamić?
Troilus.  Nic, byle tylko nie ona to była.
Tersytes.  Czyżby chciał własne otumanić oczy?
Troilus.  Nie, to Kressyda była Diomeda,
Ale nie ona; bo jeżeli piękność
Posiada duszę, to nie była ona;
Jeżeli dusze strzegą ludzkich przysiąg,
Jeśli przysięga świętą jest dla ludzi,
Jeśli co święte radością jest bogów,
Jeżeli nawet jedność ma swe prawa,
Nie, to nie ona. O, szalone słowa,
Za mną i przeciw mnie orędujące!
Zwodna powaga, przeciw której rozum
Bez obłąkania może się zbuntować,