A obłąkanie może sobie przyznać,
Bez buntu, wszystkie rozumu pozory.
To jest, a razem to nie jest Kressyda.
Jak dziwna w duszy mej zawrzała walka,
Która rozdziela, co jest nierozdzielne.
Przestrzenią większą, niż od ziemi niebo!
A jednak cała ta rozdziału przepaść
I tyle nawet nie zostawia próżni,
Aby w nią wcisnąć można było ostrze,
Jak nić pajęczej tkaniny subtelne.
Dowód! tak silny, jak Plutona bramy:
Niebieskie węzły złączyły ją ze mną;
Dowód! tak silny, jak silne jest niebo:
Niebieskie węzły stargane, rozdarte;
A innym węzłem, pięciu palców dziełem,
Resztki jej wiary, miłości paździory,
Zużytej wiary zatłuszczone skrawki,
Do Diomeda wiążą dziś Kressydę.
Ulisses. Czy może Troil czuć tego połowę,
Co w tak namiętnych wyraża tu słowach?
Troilus. O czuje, Greku, czuje i objawi
W piśmie czerwonem, jak jest Marsa serce,
Palone ogniem miłości Wenery.
Nigdy młodzieniec nie kochał kobiety
Duszą tak wierną i tak wiecznie stałą.
Słuchaj, jak kocham bez granic Kressydę,
Tak nienawidzę jej Diomedesa.
On mój rękawek do hełmu ma przypiąć;
Chociażby hełm ten Wulkana był dziełem,
Miecz go mój przetnie; groźna morska trąba,
Którą żeglarze uraganem zowią,
Dziecko promieni wszechwładnego słońca,
Mniej groźnym świstem przeraża Neptuna,
Kiedy po falach jego wściekła leci,
Niż szabla moja, gdy mściwa upadnie
Na Diomeda.
Tersytes. Połechce go, widzę, za jego pożądliwości.
Troilus. O ty fałszywa, fałszywa Kressydo!
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/202
Ta strona została skorygowana.