Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/229

Ta strona została przepisana.
—   219   —

Ty dnia zwierciadło, którą ukochałem,
Którąbym jeszcze kochał duszą całą,
Gdyby w szkatułce pięknej złe nie spało,
Wyznać ci muszę w serca oburzeniu,
Że mąż to grzeszny, co wiedząc, że stoi
Przy wrotach grzechu, tknąć się ich nie boi.
O, prawda, pięknym jesteś instrumentem,
Którego zmysły twoje są strunami,
Którego cnoty ręką ton zbudzony
Z niebios na ziemię bogówby sprowadził,
Ale przed czasem tknięty, tylko woła
Piekielne duchy do tańczących koła.
Wszelkiej o ciebie wyrzekam się troski,
Antyoch.  Jeśli ci drogie życie, Peryklesie,
Nie waż się ręki jej dotknąć, bo prawo
I to zuchwalstwo śmiercią także karze.
Twój czas ubiega; lub rozwiąż zagadkę,
Albo się poddaj twojemu losowi.
Perykles.  Mało jest ludzi chętnie słuchających
Słowa o grzechach, które chętnie pełnią;
Mówić ci o nich byłoby obrazą.
Kto trzyma czynów monarszych rachunek,
Bezpieczniej chowa księgę swą zamkniętą.
Grzech powtórzony jest jak wichru powiew,
Co kłęby prochu w ludzkie oczy miota,
A w końcu drogo swój płaci wysiłek;
Wiatr przeszedł, oko bolące przejrzało,
Aby się zamknąć przed groźną zamiecią,
ślepy kret ziemię podrzuca ku niebu
Na znak, że ziemia pod człeka uciskiem
Jęczy, i biedny robak ginie za to.
Królowie ziemi są bogami, w grzechu
Ich wola prawem dla nich jest jedynem.
A jeśli Jowisz swe prawa przeskoczy,
Kto się odważy grzech mu rzucić w oczy?
Ty wiesz, dość na tem. Lepiej złe przydusić
Niż rozgłoszeniem na gorsze się kusić.
Wszystko, co żyje, gniazdo kocha swoje,