Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/249

Ta strona została przepisana.
—   239   —

Perykles.  Przez króla myśli, Jowisza! myśl o niej
Zabiła we mnie wszelki dziś apetyt.
Taiza.  Przez ludzkich małżeństw królowę, Junonę!
Wszystko mi dzisiaj niesmaczne, jedyną,
On mi potrawą. Ha, dzielny to rycerz!
Symonid.  To tylko prosty szlachcic na zagrodzie;
Więcej od innych rycerzy nie zrobił,
Dwie lub trzy kopie skruszył, na tem koniec.
Taiza.  On mi się zdaje wśród szkieł dyamentem.
Perykles.  Król mi ten ojca mego wizerunkiem;
W takiej żył chwale i ojciec mój niegdyś,
W koło miał książąt niby gwiazd koronę,
A on był słońcem, czci wszystkich przedmiotem;
Ktobądź nań spojrzał, jak mniejsze światełko
Przed jego blaskiem chylił się w pokorze.
Dzisiaj syn jego jak świetlik połyska
Wśród nocy, gaśnie, gdy słońce blask ciska.
Postrzegam teraz, że czas ludzi królem,
On rządzi nami, a gdy się rodzimy,
Co chce, nam daje, a nie co my chcemy,
Symonid.  No, jakże, czy wam wesoło, rycerze?
1 Rycerz.  Ktoby się w takiem nie radował kole!
Symonid.  Puhar ten pełny szlachetnego wina
(Jak serca wasze uczuć dla kochanek);
Wychylam wasze zdrowie.
Rycerze.  Dziękujemy.
Symonid.  Ale czekajcie. Rycerz tamten siedzi
W melancholicznych utopiony myślach,
Jakgdyby dworu naszego zabawy
Na jego baczność nie zasługiwały.
I ty, czy tego nie widzisz, Taizo?
Taiza.  Cóż mnie to może obchodzić, mój ojcze?
Symonid.  Słuchaj mnie, córko; królowie na ziemi
Bogów w niebiosach winni naśladować;
Bogi każdemu szczodrą dają ręką,
Który należny przyszedł hołd im złożyć;
Za tym przykładem nie idące króle
Są jak komary, które głośno brzęczą,