Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/255

Ta strona została przepisana.
—   245   —

Perykles.  Nie, Bóg mi jest świadkiem!
O tej obrazie nigdym nie pomyślał,
Nigdym nie zrobił kroku, by zarobić,
Z twoją obrazą, na miłość twej córki,
Symonid.  Zdrajco, ty kłamiesz!
Perykles.  Zdrajco?
Symonid.  Tak jest, zdrajco!
Perykles.  Ktoby się ważył (gdyby nie monarcha)
Zdrajcą mnie nazwać, potwarcze to kłamstwo
Tą szablą moją w gardłobym mu wtłoczył,
Symonid  (na str.) Odwadze jego z serca poklaskuję.
Perykles.  Moje uczynki jak myśl ma szlachetne
I szlachetnego godne były rodu;
Na dwór twój szukać przyszedłem honoru,
Nie przeciw jego buntować się prawom,
A kto inakszy o mnie sąd wydaje,
Że jest, dowiodę szabli mej żelazem,
Wrogiem honoru i potwarcą razem,
Symonid.  Nie! Ale widzę, córka ma się zbliża.
Ona me słowa swem stwierdzi świadectwem,

(Wchodzi Taiza).

Perykles.  Ty, coś jest równie piękną jak cnotliwą,
Gniewnego ojca twego wywiedź z błędu,
Powiedz, czy kiedy język mój rzekł słowo,
Jedną sylabę ręka napisała
O mej miłości.
Taiza.  A gdyby tak było,
Kogóż to gniewa, coby mnie cieszyło?
Symonid.  Ho, mościa panno, śmiało rzecz rozstrzygasz.
(Na str.). A to radością serce me przepełnia.
(Głośno). Do posłuszeństwa potrafię cię zmusić.
Jakto? Bez mego chcesz więc pozwolenia
Kochać obcego, nieznanego męża?
(Na str.). Który, o ile domyślać się mogę,
Krwi szlachetnością mnie samemu równy.
(Głośno). Słuchaj, panienko, lub bądź mi posłuszną,
A i ty, panie, lub spełń me rozkazy,
Albo z was zrobię, na znak mego gniewu —