Cerymon. Hej, Filemonie! (Wchodzi Filemon).
Filemon. Co pan mój rozkaże?
Cerymon. Zapal im ogień, daj jeść tym biedakom.
Noc to niesforna i burzliwa była.
Sługa. Niejednąm widział, ale takiej nocy
W mem życiu całem jeszczem nie był świadkiem.
Cerymon. Przed twym powrotem twój pan ducha odda;
Niema lekarstwa, któreby zdołało
Wrócić mu zdrowie. (Do Filem). Ponieś to natychmiast
Aptekarzowi, a powiesz mi skutek.
1 Szlach. Dzień dobry.
2 Szlach. Panie, dzień dobry ci życzę.
Cerymon. Co was tak rano zbudziło, panowie?
1 Szlach. Mieszkania nasze stoją na wybrzeżu,
Chwiały się jakby wśród trzęsienia ziemi,
Trzeszczały belki, zdało się co chwila,
Że wszystko runie; strach wygnał mnie z domu.
2 Szlach. To, a nie miłość rannego wstawania
Powodem naszych niewczesnych odwiedzin.
Cerymon. Pojmuję łatwo.
1 Szlach. Ale ja się dziwię,
Że ty, mój panie, co miałeś nad głową
Dom niezachwiany, o tak rannej porze
Z ócz twoich złoty sen już otrząsnąłeś;
Bo czy nie dziwi, że człek bez przymusu
Za przykrościami goni dobrowolnie?
Cerymon. Zawsze, mym sądem, cnotę i naukę
Ceniłem wyżej nad ród i bogactwa;
Zły bowiem dziedzic skarby może strwonić,
Blask rodu zaćmić, ale nieśmiertelność
Jest towarzyszką cnoty i nauki;
One człowieka na Boga zmieniają.