Starego ojca uniósł Anchizesa,
Uratowałem z fal Tybru Cezara.
I ten sam Cezar bogiem dzisiaj został!
Kassyusz, jak robak, czołgać się ma przed nim
Na obojętne skinienie Cezara!
Na febrę zapadł, kiedy był w Hiszpanii,
Widziałem, cały trząsł się w paroksyzmie,
Tak jest, tym bogiem trzęsło zimno febry;
Przelękłe lica straciły rumieniec,
Oko, co dzisiaj trwoży świat spojrzeniem,
Blask utraciło; słyszałem, jak jęczał;
Język, którego każde słowo teraz
Rzym do swych dziejów skrzętnie zapisuje,
Jak słabe dziewczę, wolał miłosiernie:
„Podaj mi szklankę wody, Tytyniuszu“.
Jak się nie dziwić, gdy człowiek tak słaby
Prześciga teraz wszystkich majestatem,
Pierwszeństwa palmę sam sobie przywłaszcza.
Brutus. Krzykiem tym pewno lud rzymski potwierdza
Nowe zaszczyty na Cezara zlane.
Kassyusz. Cezar, jak kolos, cały świat okraczył,
My się, jak karły, u nóg mu czołgamy,
Szukając grobu dla naszej niesławy.
Drogi Brutusie, są w życiu tem chwile,
W których przeznaczeń swych panem jest człowiek.
Jeśliśmy zeszli do nędznej sług roli,
To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina.
Brutus i Cezar, — co jest w tym Cezarze?
W czem to nazwisko od twego dzielniejsze?
Napisz je razem, twoje równie piękne;
Wymów je razem, twoje równie dźwięczne;
Zważ je, tą samą w obu znajdziesz wagę;
Zaklnij ich siłą, a imię Brutusa
Wywoła duchy jak imię Cezara. (Okrzyki za sceną).
Powiedz, przez Boga, czem się Cezar żywi,
Że tak potężnie nad wszystkich nas wyrósł?
Wstyd czasom naszym! Utraciłeś, Rzymie,