Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/276

Ta strona została skorygowana.
—   266   —

powiadaj, jakie z niej cudo, a twoje własne słowa będą ci żniwem.
Rygiel.  Możesz mi wierzyć, pani gospodyni, że piorun nie tak budzi gniazda węgorzy, jak moja mowa o jej piękności rozbudzi wszystkich rozpustników. Przyprowadzę tu kilku jeszcze tej nocy.
Rajfurka.  A teraz chodź ze mną.
Maryna.  Jeśli nóż ostry a głębokie wody,
To czystość moja wyjdzie stąd bez szkody.
Pomóż, Dyano!
Rajfurka.  A co ma tu u nas robić Dyana? Proszę, czy łaska pójść ze mną? (Wychodzą).

SCENA IV.
Tarsus. Pokój w domu Kleona.
(Wchodzą: Kleon i Dyoniza).

Dyoniza.  Czyś rozum stracił? Czy można to zmienić?
Kleon.  O, Dyonizo, takiego morderstwa Słońce i księżyc nie widziały jeszcze!
Dyoniza.  Jak mi się zdaje, znów dzieckiem zostaniesz.
Kleon.  Gdybym był nawet wszystkich światów panem,
Dałbym je wszystkie, by ten czyn odrobić.
Szlachetna pani mniej rodem niż cnotą,
Księżniczka sądem godna sprawiedliwym
Choć najpiękniejszej korony na ziemi!
Podły Leonin! Otrułaś go także.
Gdybyś do niego z jednej piła czary,
Jakby obliczu twemu toast przystał!
Co powiesz, gdy się Perykles upomni
O swoją córkę?
Dyoniza.  Powiem, że umarła.
Alboż to mamka Bogiem jest, by mogła
Swą wychowankę od śmierci wyzwolić?
Powiem, umarła w nocy. Kto zaprzeczy?
Chyba w bezbożnej ty sam niewinności,
Aby zarobić na uczciwe imię,