Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
—   273   —

Żeś ich jest godny.
Lizymach.  A cóż to? A cóż to?
Kontynuj, proszę, mądre przekładania.
Maryna.  Jestem dziewicą przez fortuny rękę
W ten chlew obrzydły okrutnie rzuconą,
W którym choroby sprzedają się drożej,
Niźli lekarstwa. Oby Bóg łaskawy
Z tego mnie domu przeklętego wyrwał!
Choćby w najlichszą zmienił mnie ptaszynę,
Wolno w powietrzu czystem latającą!
Lizymach.  Nigdym nie sądził, nigdy nie marzyłem,
Byś rozumować mogła tak wymownie.
Jeślim z popsutą przyszedł tutaj myślą,
To słowa twoje zmieniły ją nagle.
Przyjmij to złoto, idź dalej wytrwale
Po czystej drodze, po której dziś idziesz,
A niechaj bogi dodadzą ci siły!
Maryna.  Boże ci zapłać!
Lizymach.  Co do mnie, bądź pewna,
Że tu w złej żadnej nie przyszedłem myśli,
Bo drzwi tu każde i każde tu okno
Robią mi tylko wstręt i obrzydzenie.
Bądź zdrowa! Cnota mi twoja dowodzi,
Że się w szlachetnym wychowałaś domu.
Poczekaj jeszcze — zabierz i to złoto.
Niech jak przeklęty, niech jak złodziej umrze
Łotr, który z twojej obedrze cię cnoty!
Jeśli usłyszysz jeszcze kiedy o mnie,
To będzie tylko dla twojego dobra.

(Gdy Lizymach chowa sakiewkę, wchodzi Rygiel).

Rygiel.  Jeśli łaska i jabym prosił o sztukę.
Lizymach.  Precz z moich oczu, przeklęty odźwierny!
Domby ten upadł, w gruzach się pogrzebał,
Gdyby go cnota tej czystej dziewicy
Nie podpierała. Precz mi, precz mi z oczu!

(Wychodzi).

Rygiel.  A to co się znaczy? Musimy wziąć się do ciebie w inny sposób. Jeśli twoja nudna czystość, niewarta