Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/44

Ta strona została przepisana.

Wiem, jak go zmienić. Cezar chętnie słucha,
Jak jednorożca strzelec zwodzi drzewem,
Jak słonia jamą, zwierciadłem niedźwiedzia,
Jak lwa sidłami, człowieka pochlebstwem,
Ale gdy dodam, że jeden się Cezar
Pochlebstwem brzydzi, przyzna, że mam słuszność,
I sam na wielkie złapie się pochlebstwo.
To moja sprawa; wiem, jak go uwikłać;
Do Kapitolu wam go przyprowadzę.
Kassyusz.  Pójdziemy wszyscy, by mu towarzyszyć.
Brutus.  O ósmej rano; czy na tem zapadło?
Cynna.  O ósmej rano, wszyscy; na to zgoda.
Metellus.  Ligaryusz ciężki ma żal do Cezara
Za twarde słowa, któremi go skarcił,
Że śmiał z pochwałą wspomnieć Pompejusza;
Dziwna, że żaden z was o nim nie myślał.
Brutus.  Dobry Metellu, idź do jego domu,
Wiem, że mnie kocha, bom na to zarobił.
Przyślij go do mnie, a ja go nastroję.
Kassyusz.  Zbliża się ranek; już czas się rozprószyć,
Ale niech każdy słowu swemu wierny,
Dowiedzie dzisiaj, że jest Rrzymianinem.
Brutus.  Niech każdy uśmiech na swej twarzy niesie,
Niech głębin duszy nie zdradza spojrzeniem,
Ale, jak nasi rzymscy aktorowie,
Choć z ogniem w sercu, twarz miejmy spokojną.
Teraz, dzień dobry, i wszystkich was żegnam!

(Wychodzą wszyscy prócz Brutusa).

Hola, Lucyuszu! Znów śpi — mniejsza o to.
Pij, póki możesz, miodową snu rosę,
Bo twego mózgu nie zmąciły jeszcze
Widma w mej duszy troską wywołane;
Śpij więc głęboko, lecz ja spać nie mogę.

(Wchodzi Porcya).

Porcya.  Brutusie, mężu!
Brutus.  Porcyo, co to znaczy?
Czy zapomniałaś, że ciało twe słabe
Zimnych oddechów ranka nie wytrzyma?