Pan. Przychodzisz z miejsca, gdzie stawiono opór?
Postumus. Tak jest. Ty, widzę, od tych, co pierzchnęli.
Pan. Prawda.
Postumus. Nie myślę robić ci wyrzutów;
Wszystko przepadło, gdy Bóg nas wyzwolił.
Król już od swoich odcięty był skrzydeł,
Już armii naszej środek przełamany
Poszedł w rozsypkę; wszystko się rzuciło
Ku ciasnym w górach wąwozom strwożone,
Gdy nieprzyjaciel, w gorącej pogoni,
Więcej miał ofiar niż ofiarnych nożow;
Łakomy rzezi, jednych trupem walił,
Niejeden upadł ledwo szablą tknięty,
A wielu sama trwoga powaliła.
Wkrótce też przejście było zawalone,
Trupami z tyłu zabitych żołnierzy,
Lub żywym murem tchórzów ocalonych
Na wieczną hańbę.
Pan. Gdzie wąwóz ten leży?
Postumus. Przy placu boju. Sama już natura
Dała mu rowy i przedpiersień z trawy.
Zrozumiał wagę tego stanowiska
Podeszły wojak, co niedarmo żywił
Przez długie lata długą siwą brodę,
Gdy taką oddał ojczyźnie usługę.
Zajął więc wąwóz; przy nim dwóch wyrostków,
Których wiekowi nie miecz zakrwawiony,
Aleby raczej przystały palcaty,
Z twarzą do maski, bielszą niż oblicza,
Które zalotność lub skromność osłania.
Tam stał i wołał do uciekających:
„Sarny brytańskie, nie męże tak giną!
Kto kroku cofnie, niech do piekła idzie!
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/104
Ta strona została przepisana.
SCENA III.
Inna część placu boju.
(Wchodzą: Postumus, brytański Pan).