Tymon (do Lucyliusza). A ty, czy ją kochasz?
Lucyliusz. Kocham ją, panie, i jestem kochany.
Stary At. Gdy męża weźmie mimo woli mojej,
Bóg mi jest świadkiem, moim spadkobiercą
Pierwszy włóczęga będzie albo żebrak,
Lecz nigdy ona.
Tymon. Jaki dajesz posag,
Jeśli równego weźmie sobie męża?
Stary At. Dziś, trzy talenta, po mej śmierci, wszystko.
Tymon. Szlachcic ten długo i wiernie mi służył:
Dla jego szczęścia, jak powinność każe,
Małą ofiarę gotów jestem zrobić.
Daj mu twą córkę; co jej ty zapiszesz,
Ja z mojej strony wypłacę mężowi,
By Jej był równym.
Stary At. Dam mu moją córkę,
Byleś ty raczył twoje dać mi słowo.
Tymon. Oto ma ręka, moich słów rękojmia.
Lucyliusz. Dzięki ci, panie! Przyszła ma fortuna
Twojem jest dziełem, tobie się należy.
Poeta. Przyjm moją pracę, a żyj długo, panie!
Tymon. Dzięki na teraz; wkrótce coś usłyszysz,
Nie odchodź tylko. — Co to przyjacielu?
Malarz. To obraz panie, racz przyjąć go w hołdzie.
Tymon. Chętnie, bo obraz to prawie sam człowiek;
Gdy podłość ludzką frymarczy naturą,
Nieraz człek tylko jest powierzchownością,
Gdy utwór pędzla jest tem, co przedstawia.
Podoba mi się twe dzieło; zobaczysz,
Że się podoba; czekaj, proszę, chwilę,
Mam z tobą mówić.
Malarz. Niech cię Bóg zachowa!
Tymon. Witam, panowie! Daj mi twoją rękę.
Musimy dzisiaj razem obiadować. —
Twój klejnot, panie, nasłuchał się dosyć —
Jubiler. Krytyki, panie?
Tymon. Pochwał nieskończonych;