Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Tymon.  Wodzu Alcybiadesie, twoje serce jest teraz na placu bitwy.
Alcybiad.  Moje serce zawsze jest na twoje usługi, Tymonie.
Tymon.  Wołałbyś jednak śniadanie z nieprzyjaciół złożone, niż obiad z przyjaciół.
Alcybiad.  To prawda, panie; niema potrawy nad nieprzyjacielską surowiznę; najlepszemu przyjacielowi takiegobym życzył bankietu.
Apemant.  Chciałbym też, żeby ci wszyscy pochlebcy twoimi byli nieprzyjaciółmi, abyś mógł ich zabić, a mnie potem na ucztę zaprosić!
1 Pan.  Gdybyś mógł, panie, jakiem szczęśliwem zdarzeniem nasze serca choć raz na próbę postawić! gdybyśmy mieli sposobność pokazać ci choć cząstkę naszego dla ciebie poświęcenia! Nicby już nam wtedy do życzenia nie zostało.
Tymon.  Nie wątpię o tem, dobrzy moi przyjaciele, że same bogi dadzą wam kiedyś sposobność pospieszenia mi na pomoc; bo inaczej dlaczegóż bylibyście moimi przyjaciółmi? Czyż dałbym wam, przed tysiącem innych, tytuł ten kosztowny, gdybym was w sercu nie nosił? Sam sobie powiedziałem o was więcej niż wy, przy waszej skromności, moglibyście na waszą powiedzieć, bo nieskończona jest moja w was ufność. O, bogi, myślałem sobie nieraz: na coby się nam zdali przyjaciele, gdybyśmy nie potrzebowali ich nigdy? Byliby najnieużyteczniejszemi stworzeniami, gdyby nam nigdy żadnej nie oddali przysługi; byłyby to tylko dźwięczne instrumenta w futerałach swoich zamknięte, tylko dla siebie swoją harmonię chowające. Wyznaję wam, że nieraz pragnąłem zostać ubogim, żeby się do serc waszych przybliżyć. Rodzimy się, żeby sobie świadczyć dobrodziejstwa; a co lepiej, co właściwiej możemy nazwać naszem od bogactw naszych przyjaciół? Co za nieskończona radość tylu mieć braci, rozrządzających nawzajem jedni drugich majątkami! (Płacze). O, radości, przed urodzeniem we