Flawiusz. Ni jednej chwili rozwagi w tym szale!
Daje i daje i ani się pyta,
Skąd brać, by dawać, nie uważa na to,
Jak mu się w rękach topi jego mienie,
I jak zastąpić to, co uleciało.
Człowieka z pustszą głową, lepszem sercem
Ziemia nie nosi. Co ja tu mam począć?
Nie będzie słuchał, póki nie uczuje.
Muszę mu jednak wręcz powiedzieć prawdę,
Jak tylko wróci z polowania. Szkoda!
Kafis. Dobry ci wieczór, Warronie, czyś przyszedł
Pieniędzy żądać?
Sł. War. Czy i ty w tym celu?
Kafis. Zgadłeś, kolego. A ty, Izydorze?
Sł. Izyd. W tej samej myśli.
Kafis. Moi przyjaciele,
Bodaj nas tylko z kwitkiem nie odprawił!
Sł. War. Bardzo się boję.
Kafis. Otóż pan nadchodzi.
Tymon. A po obiedzie, mój Alcybiadesie,
Ruszamy znowu. — Czego chcesz ode mnie?
Kafis. To nota, panie, pewnych zaległości —
Tymon. Co? zaległości? A skąd tu przychodzisz?
Kafis. Tu, z Aten, panie.
Tymon. W takim interesie
Do intendenta mego chciej się udać.
Kafis. Intendent, panie, przez miesiąc mnie cały
Z dnia na dzień, z dzisiaj na jutro odsyłał;
Tymczasem pan mój w wielkiej jest potrzebie
Swoich pieniędzy, pokornie też prosi,
Abyś ze zwykłą sobie szlachetnością