Ni przjaciela ni prawo zna brata:
Krew krwi wylanej jedyna zaplata.
Alcybiad. Byćże to może? Nie, nie, tak nie będzie.
Senatorowie, nie wiecież, kto jestem?
2 Senator. Co?
Alcybiad. Raczcie sobie przypomnieć, kto jestem.
3 Senator. Co mówisz?
Alcybiad. Jestem zmuszony przypuścić,
Ze wiek podeszły pamięć wam odebrał;
Inaczej trudno, bym tak mało ważył,
Bym was bez skutku błagał o drobnostkę.
Wy stare moje odświeżacie rany.
1 Senator. Gniew nasz, bez drżenia, rozbudzasz, szalony?
Ma on słów mało, lecz ramię potężne:
Jesteś na wieczne skazany wygnanie.
Alcybiad. Kto? ja? Wygońcie wasze niedołęstwo,
Wasze lichwiarstwo, które szpeci senat.
1 Senator. Jeśli powtórnie ujrzy cię tu słońce,
Surowszy wyrok zapadnie na ciebie.
Aby od razu skończyć z winowajcą,
Niech go natychmiast na śmierć poprowadzą.
Alcybiad. Niech starość waszą tyle Bóg przeciągnie,
Że suche tylko zostaną wam kości,
Od których ludzie z wstrętem się odwrócą!
Wściekłość mną miota. Wroga odganiałem,
Gdy oni swoje liczyli procenta
I kapitały na lichwę dawali.
Jam tylko w ciężkie zbogacił się rany,
Teraz w nagrodę dostałem wygnanie;
Takiż to balsam ten lichwiarzy senat
Na swego wodza żywe rany leje?
Wygnany! dobrze, przyjmuję wygnanie,
Godny to powód, by mą wściekłość zbudzić,
Usprawiedliwić cios przeciw Atenom.
Serca niechętnych żołnierzy podpalę;
Z silniejszym walczyć, chwałą dla tułacza:
Żołnierz, jak bogi, krzywdy nie przebacza (wychodzi).