gły potrawy, nim się zgodzimy, kto pierwszy zajmie miejsce. Siadajcie! siadajcie! Tylko zacznijmy od bogów. Wy, potężni dobrodzieje, ześlijcie rosę wdzięczności na nasze zebranie. Rozlewajcie wasze dary, aby dziękowali wam ludzie; ale zatrzymajcie zawsze cząstkę na później, jeśli nie chcecie, żeby wasze bóstwo było pogardzone. Pożyczcie każdemu co trzeba, żeby nie musiał pożyczać u drugich; bo gdyby waszemu nawet bóstwu przyszło pożyczać u ludzi, ludzie wyparliby się bogów. Sprawcie, żeby uczta była ucztującym droższą od traktującego. Nie dozwólcie, aby tam, gdzie się zebrało piętnastu, nie było mędla hultajów; a jeśli dwanaście kobiet zasiądzie do stołu, sprawcie, żeby ich tuzin był — czem już jest teraz. Niech gniew wasz dotknie, o bogi, senatorów ateńskich z całą kliką pospolitego ludu; niech własne ich wady posłużą do ich ruiny; a co do tu przytomnych moich przyjaciół, jak niczem są dla mnie, tak nie błogosławcie im w niczem, i ja też na nic ich zaprosiłem. Odkryjcie, kundle, i chłepczcie!
Kilku. Jaka myśl jego dostojności?
Kilku innych. Nie pojmuję.
Tymon. Bodaj z was żaden, gębni przyjaciele,
Nigdy do lepszej nie zasiadł biesiady!
Naturą waszą dym i ciepła woda.
To pożegnanie Tymona ostatnie;
Umorusany pochlebstw waszych brudem,
Zmywa go teraz i na twarz wam pluska
Podłością waszą dymiące pomyje.
Żyjcie w pogardzie, długo, pasożyty,
Z wiecznym uśmiechem na nikczemnej twarzy,
Uprzejme wilki, dworne rozbójniki,
Wy letnie muchy, łagodne niedźwiedzie,
Błazny fortuny, wierni przyjaciele
Pełnych półmisków, czapki niewolnicy,