Więcej litości znajdzie niż u człeka.
Ciebie zaś błagam, Jowiszu, twe strzały
Niech skruszą na proch Ateński lud cały!
W Tymona piersiach niechaj rośnie z wiekiem
Wstręt do wszystkiego, co się zwie człowiekiem.
Amen (wychodzi).
1 Sługa. Gdzie pan? Jesteśmyż naprawdę zgubieni?
Wygnani z domu? Nic nam nie zostało?
Flawiusz. Cóż wam powiedzieć mogę, przyjaciele?
Bóg mi jest świadkiem, jak wy, jestem biedny.
1 Sługa. Taki dom pusty! i pan tak szlachetny
Dziś zrujnowany! Czyliż się nie znalazł
Jeden przyjaciel, coby wziął za rękę
Fortunę jego i w świat się z nim puścił?
2 Sługa. Jak odwracamy oczy od kolegi
W grób rzuconego, tak się odwracają
Od pogrzebanej jego dziś fortuny
Wprzód nieodstępni jego towarzysze,
Czcze mu życzenia, jak pustą sakiewkę,
Na pożegnanie tylko zostawiając;
A on, ubogi, wszystkich burz igraszka,
Z nędzą, jedyną swoją towarzyszką,
Której jak dżumy świat cały unika,
Błąka się teraz wzgardzony, samotny.
Otóż i reszta. (Wchodzą inni Słudzy).
Flawiusz. Strzaskane narzędzia
Zrujnowanego domu!
3 Sługa. Serca nasze
Jeszcze Tymona wiernie noszą barwę,
I to na twarzach czytać mogę waszych:
Jesteśmy zawsze na służbie strapienia.
Lecz barka cieknie, a my, biedne majtki,