Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/195

Ta strona została przepisana.

Co tutaj robisz? Na co ta motyka?
Stroskana postać, ubiór niewolnika?
Twoi pochlebcy zawsze wino piją,
Chodzą w jedwabiach i śpią w miękkiem łożu
Zabójczych perfum strugami oblani;
A zapomnieli, że był kiedyś Tymon.
Nie wstydź tych lasów twą cenzorską miną:
Zostań pochlebcą i staraj się uróść
Tą samą sztuką, która cię zgubiła;
Przypraw zawiasy do kolan, niech tchnienie
Twego patrona zwiewa ci kapelusz;
Śpiewaj pochwały wad jego najgorszych,
Cnotą je mianuj; tak śpiewano tobie.
Każdemu chętnie nadstawiałeś ucha,
Jak szynkarz, który dla wszystkich wisielców
Ma powitanie na ustach gotowe.
Rzecz sprawiedliwa, abyś łotrem został,
Bo gdybyś w pieniądz znów urósł, twe skarby
Do łotrów pójdą. Przestań mnie małpować.
Tymon.  Gdybym był tobą, sambym się zrujnował.
Apemant.  Już to zrobiłeś, będąc sobą samym:
Szaleńcem długo, teraz głupcem. Jakto,
Myślisz, że wicher, głośny twój szambelan,
Ciepłą koszulę na grzbiet ci przywieje?
Że mchem brodate drzewa, co przeżyty
Orła, na paziów przemienią się twoich
I na skinienie poskoczą, gdzie każesz?
Że zimny strumień, do dna ścięty lodem,
Da ci co rano gorącą polewkę,
Aby naprawić zbytków nocnych szkody?
Przyzwij stworzenia, które w swej nagości
Srogiego nieba wszystkie znoszą gniewy,
Wszystkie rozterki niezgodnych żywiołów,
I każ im, niechaj prawią ci pochlebstwa,
A znajdziesz —
Tymon.  Znajdę głupca w tobie. Precz stąd!
Apemant.  Nigdym cię więcej nie kochał, jak teraz.
Tymon.  A jam cię nigdy więcej nienawidził.